Recycling w kuchni jest na czasie, z czego bardzo się cieszę. Upiorna jest świadomość ile ludzi kupuje ogromne ilości jedzenia, które potem nie zjedzone na czas lądują w koszu, to zawsze mnie wkurzało. Do tego te koszmarne kolejki w weekend w każdym sklepie..Krzyczące reklamy kup to kup tamto..brrrr. Potem się okazuje że połowa ludzkości głoduje, gdy połowa marnuje jedzenie.
Staram się nic lub prawie nic nie wyrzucać ( dziecko PRL-u :)), nie kupuję na zapas dużych ilości jedzenia, tylko raczej na bierząco, a jeśli coś się da wykorzystać ponownie, to robię to bez zastanowienia.
Z czerstwego chleba -
szarlotka, z ziemniaków z obiadu..proszę bardzo:
kulki z niespodzianką, albo..
kotleciki.
Tak się złożyło, że skończył się termin ważności kaszki naszej najmłodszej, oczywiście sprzedawana w dużej paczce a ważna 4 tygodnie ( typowy chwyt peoducentów). Nie zdążyłam zurzyć. Nie podam dziecku takiej kaszki, ale szkoda było wyrzucić, bo sporo zostało, tanie nie jest, a przecież tydzień po terminie to się nie otrujemy, tym bardziej że to produkt suchy.
Tak więc kaszka wylądowała w plackach zamiast mąki, wyszły bardzo delikatne, pulchne, odrobinę sernikowe w strukturze, bardzo smaczne, do tego zdrowe!